Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uczucie wyczerpania i pogody. W jedno krótkie popołudnie zgłębił do dna zgrozę i rozpacz, i znalazł wreszcie spokój w przeświadczeniu, że życie nie ma już dla niego tajemnic: tak, jak i śmierć. Siedział przy trupie i myślał — myślał bardzo intensywnie, myślał zupełnie nowemi myślami. Miał wrażenie, że oderwał się od siebie najzupełniej. Stare jego myśli, przekonania, sympatje i antypatje, rzeczy które szanował i rzeczy których nienawidził, ukazały mu się nareszcie w prawdziwem świetle! Uznał je za dziecinne i godne pogardy, fałszywe i śmieszne. Rozkoszował się nową swą wiedzą, siedząc przy człowieku, którego zabił. Rozprawiał ze sobą o wszystkich rzeczach pod słońcem z przewrotną jasnością myśli, właściwą niektórym obłąkanym. Przyszło mu do głowy, że nieboszczyk był bezsprzecznie szkodliwą bestją; że ludzie umierali codzień tysiącami; może i setkami tysięcy — któż to wie? — i że w ogólnej sumie ta jedna śmierć nie mogła zaważyć, nie mogła mieć żadnego znaczenia — przynajmniej dla istoty myślącej. On, Kayerts, jest istotą myślącą. Przez całe życie aż do tej chwili wierzył w masę głupstw, podobnie jak i reszta ludzkości, która składa się z głupców; ale teraz zgłębił już wszystko! Poznał już wszystko! Zdobył spokój; spoufalił się z najwyższą mądrością!
Usiłował wyobrazić sobie, że to on, Kayerts, nie żyje, a Carlier siedzi w krześle i patrzy na niego; a ten zamiar udał mu się tak prędko i niespodzianie, że już po krótkiej chwili wcale nie był pewien, kto jest żywy, a kto umarły. Ta nadzwyczajna sprawność wyobraźni przeraziła go jednak i zręcznym wysiłkiem woli uratował się w porę od stania się Carlierem. Serce waliło mu jak młotem i war go oblał na myśl o tem niebezpieczeństwie. Cóż za piekielna groza! Usiłował trochę pogwizdać, aby uspokoić