Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ny grób wielce jest odpowiedni dla okruchów czyjejś przeszłości.
Ale opowiadanie pozostało. Pojawiło się najpierw w Cornhill Magazine jako pierwszy mój występ w piśmie perjodycznem, a żyłem jeszcze dość długo, aby ujrzeć je skarykaturowane w przemiły sposób przez p. Maxa Beerbohma w tomie parodyj pod tytułem: „Gwiazdkowy Wieniec“, gdzie znalazłem się w bardzo dobrem towarzystwie. Niezmiernie mi było przyjemnie. Uwierzyłem w swoją publiczną egzystencję. Zawdzięczam wiele „Lagunie“.
Najbliższy mój wysiłek nowelistyczny był wyjazdem; — mam na myśli wyjazd z archipelagu Malajskiego. Bez premedytacji, bez żalu, bez radości i prawie nieświadomie wkroczyłem w zupełnie odmienną atmosferę „Placówki postępu“. Znalazłem tam inny grunt moralny. Zdawało mi się, że potrafię doznać nowych uczuć, ulec nowym podszeptom, że nawet nowy rytm wprowadzę do stylu. Przez chwilę cieszyłem się najczarowniejszem ze złudzeń: wydałem się sobie nowym człowiekiem. Złudzenie to przylgnęło do mnie na czas pewien: — złudzenie-potwór, o kadłubie złożonym nawpół z pewności a nawpół z nadziei, o tęczowym ogonie z marzeń i głowie zmiennej jak elastyczna maska. Dopiero w jakiś czas później przekonałem się, że — podobnie jak i wszyscy ludzie — podlegam prawom nieubłaganej konsekwencji. Nie możemy uciec od samych siebie.
„Placówka postępu“ stanowi lżejszą część łupu, który wywiozłem ze środkowej Afryki, zasadniczą