Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ła zawieszona jak należy, spróbował podnieść kieł, aby położyć go na szali. Za ciężki był jednak. Spojrzał wgórę bezradnie, nic nie mówiąc, i przez minutę stali wokoło wagi, milczący i nieruchomi jak trzy posągi. Nagle Carlier rzekł: „Bierz za drugi koniec, Makola, draniu jeden!“ — i podnieśli kieł wspólnemi siłami. Kayerts drżał całem ciałem. Mruczał pod nosem: „No, no, doprawdy!“ Włożywszy rękę do kieszeni, znalazł tam brudny kawałek papieru i ogryzek ołówka. Odwrócił się plecami, jakby chciał ukryć jakieś szachrajstwo i notował ukradkiem cyfry, które Carlier wygłaszał, podnosząc głos niepotrzebnie. Kiedy wszystko już było zważone, Makola szepnął do siebie: „Słońce pali tu strasznie mocno — to niedobrze dla kłów“. Carlier rzekł niedbale do Kayertsa: „Wiesz co, naczelniku, mógłbym właściwie pomóc mu wnieść to do składu“.
Gdy wracali do domu, Kayerts zauważył z westchnieniem: „Musieliśmy to zrobić“. A Carlier rzekł: „To jest doprawdy okropne, ale ponieważ ludzie należeli do Spółki, więc i kość słoniowa należy do Spółki. Musimy jej pilnować“. „Oczywiście zdam z tego sprawę dyrektorowi“, rzekł Kayerts. „Naturalnie, niech on sam rozstrzygnie“, przytakiwał Carlier.
W południe zabrali się z apetytem do śniadania. Kayerts wzdychał od czasu do czasu. Gdy imię Makoli wypływało w rozmowie, dodawali do niego obelżywy epitet. Przynosiło to ulgę ich sumieniom. Makola urządził sobie popołudniu święto i kąpał dzieci w rzece. Tego dnia nikt z wiosek Gobili nie znalazł się w pobliżu stacji. Nazajutrz także nikt nie przyszedł, ani dnia następnego, ani przez cały tydzień. Zdawało się, że poddani Gobili wymarli i zostali pochowani, gdyż nie dochodził stamtąd najlżejszy przejaw życia. Ale lud obchodził tylko żałobę po rodakach, zgładzonych przez czary białych ludzi,