Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy pan widział kiedy taką bezczelność! Postanowił sobie wyciągnąć z pana cokolwiek bądź, w ten czy w inny sposób.
Odrazu poczułem w sobie chęć obrony Jacobusa i odparłem filozoficzną uwagą, że wszystko to są sprawy zawodowe, jak mniemam. Lecz ten niedorzeczny starszy mój oficer, wymruknąwszy parę urywanych zdań, jako to: „Nie mogę ścierpieć!... Zważ pan moje słowa" i tak dalej, z trzaskiem wyleciał z kajuty. Gdybym go był nie pielęgnował podczas tej zabójczej gorączki, nie zniósłbym jego zachowania się ani przez jeden dzień dłużej.

III

Mając zaprzątniętą przez Jacobusa myśl bogatym jego bratem, przyszedłem do wniosku, że trzeba sprawę widzenia się z nim załatwić niezwłocznie. Podówczas słyszałem o nim już cokolwiek więcej. Był on członkiem Rady, gdzie stale ściągał na siebie zarzuty władz. Wywierał spory wpływ na opinję publiczną. Mnóstwo ludzi było mu winno pieniądze. Jako dostawca wwozowy, prowadził na wielką skalę import wszelkiego rodzaju towarów. Naprzykład, cała dostawa worków do cukru była faktycznie w jego ręku. O tym ostatnim fakcie dowiedziałem się dopiero później. Z dostarczonych mi danych odniosłem ogólne wrażenie, że stanowił miejscową znakomitość. Był kawalerem i urządzał co tydzień w swym zamiejskim domu karciane przyjęcia, na których bywali najpierwsi ludzie z osady.
Tem większą było tedy dla mnie niespodzianką, gdym odnalazł jego biuro w lichem otoczeniu, zupełnie zdala od dzielnicy interesów, pośród skupiska nędznych lepia-