Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do zniesienia — nie do zniesienia w samotności. Wypada z kajuty i nawpół przytomnie zaczyna rozmawiać o obojętnych sprawach z oficerem trzymającym straż na pomoście — przy szyderczym wtórze niesamowitego pianina.
A teraz ostatnia rzecz, którą należy zapisać: porucznik Heemskirk, zamiast posuwać się w dalszym ciągu w stronę Temate, gdzie go oczekiwano, zboczył z drogi i zajechał do Madagaskaru, gdzie się go nikt nie spodziewał. Znalazłszy się tam, zgłosił się z pewnemi wyjaśnieniami do gubernatora, czy jakiejś innej władzy, i uzyskał zupełną swobodę postępowania w pewnych sprawach. Poczem Neptun, zaniechawszy podróży do Temate, popłynął na północ ku górzystym wybrzeżom Celebesu i, przebywszy szerokie cieśniny, zatrzymał się u niskich brzegów pokrytych dziewiczym lasem, nietkniętych i niemych — na wodach fosforyzujących nocą, a we dnie głęboko lazurowych, kędy widnieją lśniące, zielone plamy nad podwodnemi skałami. Przez cały szereg dni można było widzieć, jak Neptun ślizga się gładko tam i zpowrotem wzdłuż mrocznego wybrzeża, lub też wałęsa się czujnie w pobliżu srebrnych zakrętów ujść rzecznych — pod rozległem, jaskrawem niebem, które nigdy nie łagodnieje, nigdy się mgłą nie powleka i zalewa ziemię wieczystym blaskiem tropikalnego słońca — tego słońca, co w swej nieprzerwanej świetności niewymownym smutkiem kładzie się na duszę, bardziej dojmującym, bardziej przenikliwym i sięgającym głębiej niż szara melancholja mgieł północy.

* * *

Handlowy bryg Bonito ukazał się z za mrocznego, odzianego lasem przylądka, na tle srebrzystego ujścia wiel-