Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko jeszcze do wyśmiewania się z człowieka, który szaleje z bólu. Zdumiała mnie twoja nieczułość, Frejo. Ta strona jego twarzy zupełnie jest spuchnięta.
Barki Frei drgnęły konwulsyjnie pod rękami Nelsona, obejmującemi ją po ojcowsku. Sterczące, sztywne jak drut wąsy musnęły jej czoło na dobranoc. Zamknęła drzwi i, znalazłszy się na środku pokoju, pozwoliła sobie wreszcie na śmiech — śmiech ciężki i pełen znużenia.
— Spuchnięty! Trochę spuchnięty! — powtarzała. — Spodziewam się że jest spuchnięty. Trochę — —
Rzęsy jej były mokre. Antonja pojękiwała i chichotała w swoim kącie i niepodobna było rozeznać, gdzie kończy się chichot i rozpoczynają jęki.
I pani i służąca uległy napadowi histerycznej wesołości, gdyż Freja, uciekłszy do swego pokoju, znalazła tam Antonję i wszystko jej opowiedziała.
— Zemściłam się za ciebie! — wykrzyknęła.
A potem śmiały się, płacząc, i płakały, śmiejąc się, wśród ciągłych przestróg Frei: „Szszsz! nie tak głośno! uspokój się!“ Antonja znów powtarzała: „Tak się boję! to zły człowiek!“
Antonja bała się bardzo Heemskirka. Bała się go z powodu jego wyglądu: z powodu jego oczów, i brwi, i ust, i nosa, i rąk, i nóg. Trudno o bardziej uzasadnione przyczyny. A uważała go za złego człowieka, ponieważ w jej oczach wyglądał na złego. Decydujący powód do ustalenia opinji. W ciemnościach pokoju, oświetlonego tylko nocną lampką u wezgłowia Frei, służąca wypełzła ze swego kąta i przypadła do nóg pani, szepcąc błagalnie:
— Tam jest bryg. Kapitan Allen. Uciekajmy natychmiast — ach, uciekajmy! Tak się boję! Uciekajmy, uciekajmy!