Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziwię się tylko, że pani... Przecież to angielski handlujący szyper, taki sobie młodzik. Ta pospolita, bezczelna zgraja zaśmieca wszystkie wyspy. Jabym tam zrobił prędki koniec z takiem gałgaństwem. Ma pani przecież u boku oddanego przyjaciela, który gotów jest panią ubóstwiać, leżeć u pani nóżek — u ślicznych pani nóżek — i to oficera, człowieka z dobrej rodziny. Jakie to dziwne, prawda? Ale co tam! Pani godna jest księcia.
Freja nie odwróciła głowy. Twarz jej stężała ze zgrozy i oburzenia. Ta historja przeszła wszystko, co była w stanie sobie wyobrazić. Zerwać się i uciec nie leżało w jej charakterze. Zdawało się jej przytem, że, jeśli się poruszy, stanie się coś niesłychanego. Za chwilę wróci ojciec i tamten będzie musiał przestać. Najlepszy sposób, to udawać, że się nic nie słyszy — nic a nic. Grała w dalszym ciągu głośno i poprawnie, jak gdyby była sama, jak gdyby Heemskirk wogóle nie istniał. Zirytowało go to zachowanie.
— No, no! niech sobie pani oszukuje ojca — wrzasnął gniewnie, — ale ja się nie dam na głupca wystrychnąć! Dość tego piekielnego hałasu... Frejo... Hej, Frejo! ty skandynawska bogini miłości! przestań! czy mnie słyszysz? Oto czem jesteś! — boginią miłości. Ale pogańskie bożki to tylko djabły w przebraniu — i ty tem jesteś właśnie — chytrym, małym szatankiem! Przestań, mówię ci, bo porwę cię z tego krzesła!
Stojąc za nią, pożerał wzrokiem całą jej postać — od złocistej głowy zastygłej w nieruchomości, do obcasów zgrabnych trzewików; chłonął zarysy kształtnych ramion i giętkie linje pięknej kibici, chwiejącej się nieco nad klawiaturą. Miała na sobie leciutką suknię z rękawami sięgającemi łokci i zakończonemi koronką. Jedwabna wstąż-