Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ludzkość wciąż po dawnemu dzieliła się na dwa gatunki: na garstkę istot, mających w duszy „przemyślność“, i na wielką gromadę takich, którym brakło owej „przemyślności“; pośrodku zaś była sfera mieszańców mniej więcej jemu podobnych. Jon, jak się okazywało, obdarzony był przemyślnością; ojcu wydawało się to złą zapowiedzią.
Przeto dwa tygodnie temu uśmiechnął się głębiej niż zwykle, gdy posłyszał z ust chłopca te słowa:
— Chciałbym spróbować jakiej dzierżawy... o ile nie będzie cię to, tatusiu, zbyt kosztowało. Zdaje mi się, że jest to jedyny kierunek życia, który nikomu nie czyni krzywdy... oczywiście, pod uwagę nie biorę sztuki, która dla mnie jest zgoła poza nawiasem.
Jolyon stłumił uśmiech i odpowiedział:
— Doskonale; chcesz więc powrócić do stadjum, w jakiem znajdowaliśmy się za czasów pierwszego Jolyona, około roku 1760. To potwierdzi teorję atawizmu, a być może, że wyrośniesz na większego hreczkosieja, niż ten nasz praszczur!
Jon, nieco zbity z tropu, odrzekł:
— Ale ty, tatusiu, nie uważasz tego planu za dobry?
— To się okaże, mój drogi... a jeżeli naprawdę oddasz się temu zawodowi, zdziałasz więcej dobrego niż inni...
Jednakże w duchu dodał:
— Ale on się temu nie poświęci. Daję mu cztery lata czasu. Bądź co bądź, jest to zajęcie zdrowe i nieszkodliwe.
Rozważywszy całą sprawę i naradziwszy się z Ireną, napisał do swej córki, Holly Dartie, zapytując, czy w ich okolicy nie wiadomo o jakim farmerze, któryby chciał Jona przyjąć na praktykę. Odpowiedź Holly brzmiała entuzjastycznie — iż w najbliższem ich sąsiedztwie jest taki właśnie człowiek, a ona i Val będą bardzo radzi temu, by Jon przy nich zamieszkał.