Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wygląda tak, jakby go pociągnięto dziegciem.
Anetka wyprostowała się.
— Dziegciem? — zapytała. — Co to takiego? Jego matka była Arménienne.
— Więc to tak! — wycedził Soames. — Czy on się zna cośniecoś na obrazach?
— Zna się na wszystkiem... to światowiec.
— No, no! Wynajdź kogoś dla Fleur. Chcę ją rozerwać. Ona się wybiera w sobotę do Vala Dartiego i jego żony; mnie się to nie podoba.
— A czemu?
Ponieważ bez zapuszczania się w dzieje rodzinne nie można było wyjaśnić powodów, przeto Soames odrzekł poprostu:
— Bo tam bawią się za wesoło.
— Ja lubię młodą żonę Vala; jest bardzo spokojna i rozsądna.
— Nie wiem o niej nic, oprócz... O, to rzecz nowa.
I Soames wziął do rąk jakieś dzieło sztuki krawieckiej, leżące na łóżku. Anetka wyjęła mu je z rąk.
— Czy zechcesz mi to podać?
Soames podał suknię, pomagając żonie się ubrać. Patrząc poprzez jej ramię w lustro, widział tam jej twarz, zlekka rozbawioną, zlekka wzgardliwą, jakgdyby chciała mówić:
— Dziękuję. Ty nigdy się nie nauczysz...
No, jakież szczęście, że nie był Francuzem! Zakończył nagłem szarpnięciem i słowami:
— Tu jest trochę za nisko.
Poczem ruszył ku drzwiom, pragnąć się jej pozbyć czemprędzej i dostać się zpowrotem do Fleur.
Anetka przytrzymała puderniczkę i rzuciła za nim raptowny okrzyk:
Que tu es grossier!
Znał to wyrażenie — i powodów nie brakło. Gdy pierw-