Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pięć funtów.
Poruszenie na sali było wielkie, a sofa przypadła Soamesowi.
Gdy w dusznej i niewonnej sali skończyła się licytacja i rozwiały się owe szczątki wiktorjańskich wspomnień, Soames wyszedł na ulicę, oświeconą mglistym blaskiem październikowego słońca, mając uczucie, iż w świecie już zanikła wygoda i przytulność. Szyld z napisem „Do wynajęcia“ był już wywieszony. Wszędy na horyzoncie gorzała rewolucja; Fleur była w Hiszpanji, towarzystwo Anetki nie dawało mu pociechy, na Bayswater Road nie było już Tymoteusza. Osamotniony, z pustką w duszy, rozdrażniony, wszedł Soames do galerji Gonpenor. Wisiały tam akwarele Jolyona. Soames podszedł ku nim, chcąc zerknąć na nie z pod nosa — co mogło mu dać pewnego rodzaju słabą satysfakcję. Od Juny do Holly, od Holly do Vala, od Vala da Winifredy, a od tej do Soamesa dotarła wieść, że fatalny dom w Robin Hill wystawiony został na sprzedaż, a Irena wybierała się do syna, bawiącego w angielskiej Kolumbji czy też gdzie indziej. Przez chwilę w głowie Soamesa świtała myśl:
— A możeby dom ten kupić? Przeznaczałem go na...
Ale myśl ta prędzej jeszcze znikła niż przyszła. Byłby to triumf nazbyt żałosny, wiążący się z tyloma upokarzającemi wspomnieniami dla Fleur i dla niego samego. Po tem, co się zdarzyło, jużby tam nie mógł mieszkać. Nie, niechże to miejsce przejdzie na własność jakiegoś dziedzica lub przedsiębiorcy. Od początku było kością niezgody, ogniskiem nienawiści, a gdy opuściła je kobieta, ognisko to było już wygasłe. „Na sprzedaż lub do wynajęcia.“ Oczyma duszy dostrzegał to ogłoszenie, wznoszące się ponad porosłą mchem ścianą, przezeń niegdyś budowaną.
Minął pierwszą z dwóch sal galerji. Było tu bądź co bądź sporo tych dzieł; teraz, gdy już twórca ich nie żył, nie