Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego uczuć. Przed jego wyjazdem do Hiszpanji była przekonana, że chłopak jest zakochany... jednakie chłopcy są tylko chłopcami... a przecież upłynęło siedem tygodni — i to jeszcze zajęte przez pobyt w Hiszpanji.
Widziała, iż on zdaje sobie sprawę, że chciała go zbyć byle czem, więc dodała:
— Czy miałeś jaką wiadomość od Fleur?
— Tak.
Twarz jego w tej chwili więcej jej powiedziała, niż najlepiej opracowane wyjaśnienia. A więc on nie zapomniał!
Ozwała się bardzo spokojnie:
— Fleur jest bardzo powabna i wdzięczna, Jonie... ale... wiesz... Valowi i mnie niebardzo ona przypada do gustu.
— Czemu?
— Uważamy, że ma naturę nazbyt „władczą“.
— „Władczą?“ Nie wiem, co przez to chcesz powiedzieć... Ona... ona... — odtrącił talerzyk z deserem, wstał i podszedł do okna.
Holly wstała również i objęła go ramieniem.
— Nie gniewaj się, Jonie, kochanie moje. Chyba rozumiesz, że nie możemy wszyscy widzieć danej osoby w tem samem oświetleniu? Wiesz, ja sądzę, że każdy z nas ma jedną lub dwie osoby, które najlepiej wyczuwają, co jest w nas, i umieją to zużytkować. Dla ciebie, jak sądzę, taką osobą jest matka. Raz widziałam wyraz jej twarzy, gdy czytała twój list... był to wprost cudowny widok. Ona jest chyba najpiękniejszą kobietą, jaką widziałam... wiek nie miał na nią prawie żadnego wpływu.
Twarz Jona złagodniała, potem znów przybrała wyraz mroźny. Wszyscy... wszyscy spiknęli się przeciwko Fleur i przeciw niemu! Wszystko to tylko wzmacniało zew, jakim brzmiały słowa Fleur: