Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

porażeniu słonecznem, o koniach Vala, o zdrowiu ojca. Holly przeraziła go wzmianką, iż zdrowie ojca podobno przedstawia się nienajlepiej; przypuszczenie to wyraziła na podstawie dwukrotnej wizyty w Robin Hill. Ojciec wydał się jej niesłychanie osłabionym, niekiedy nawet zbolałym, jednakże stale wzbraniał się mówić o sobie.
— Ojciec jest ogromnie kochany i dobry... prawda, Jonie?
Jon, czując, że sam nie zasłużył na miano kochanego i dobrego, odpowiedział:
— Owszem! bardzo!
— Odkąd go pamiętam, zawsze był wprost doskonałym ojcem.
— Tak — odpowiedział Jon, bardzo ujęty za serce.
— On nigdy się nikomu nie narzucał i zawsze bywał dla wszystkich wyrozumiały. Nigdy nie zapomnę, jak podczas wojny burskiej pozwolił mi jechać do Afryki Południowej, kiedym zakochała się w Valu.
— To było jeszcze zanim ożenił się z mamusią, prawda? — zagadnął Jon nagle.
— Tak. A czemu o to pytasz?
— Eh, nic... Tylko czy to prawda, że ona była wpierw zaręczona z ojcem Fleur?
Holly odłożyła łyżkę i podniosła oczy, wpatrując się weń badawczo i ostrożnie. Co mogło być chłopcu wiadomem? Może wiedział tyle, że najlepiej byłoby wyznać mu i resztę? Nie mogła się zdecydować. Chłopak wydawał się znękanym i duchowo naprężonym, przytem jakby starszym... ale mogły to być skutki porażenia słonecznego.
— Coś takiego było istotnie — odpowiedziała. — Myśmy jednak byli zagranicą, więc nie wiedzieliśmy o niczem.
Nie była w stanie ryzykować. Tajemnica nie była jej, ale cudza. Zresztą obecnie nie umiała dobrze rozpoznać