Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zafrasowaną twarzą, wyglądała jak mężobójczyni-recydywistka.
— Dziękuję pani — odezwał się. — Muszę już odejść. Czy mogę... czy mogę zostawić to pani?
Z pewnem wahaniem położył na tacy banknot dziesięcioszylingowy i podążył ku drzwiom. Posłyszał westchnienie Austrjaczki, więc wybiegł czemprędzej z domu. Miał jeszcze czas do odejścia pociągu, a przez całą drogę do Wiktorji obserwował kolejno twarze wszystkich przechodniów — jak to zwykli czynić ludzie zakochani — żywiąc nadzieję wbrew wszelkiej nadziei. Dotarłszy do Worthing, nadał swój bagaż na kolejkę lokalną, a sam zaczął iść poprzez Wzgórza do Wansdon, starając się marszem tym otrząsnąć z siebie bolesną swą niepewność. Póki szedł wartkim krokiem, mógł rozkoszować się pięknością zielonych zboczy, mógł, kładąc się dla odpoczynku na zielonej trawie, podziwiać urodę dzikiej róży i przysłuchiwać się trelom skowronka. Jednakże walka podniet wewnętrznych — tęsknota za Fleur i nienawiść oszustwa — jedynie pozornie przycichła, tlejąc jeszcze w głębi.
Gdy dochodził do starego kamieniołomu w Wansdon, nie czuł się lepiej na duchu niż w chwili, gdy wyruszył w drogę. Było to mocą i jednocześnie słabością Jona, że każdą sprawę ujmował jednakowo silnie z obu końców. Do domu doszedł akurat w chwili, gdy rozbrzmiewał pierwszy dzwonek na kolację. Rzeczy Jona, nadane koleją, już wniesiono na górę. Wykąpał się pośpiesznie i zszedł nadół, gdzie zastał Holly samą. Val pojechał do miasta i miał wrócić dopiero ostatnim pociągiem.
Od czasu, gdy Val poradził Jonowi, by spytał siostry, jaki był powód waśni rodzinnej, zdarzyło się rzeczy tak wiele — wyznanie Fleur w Green Parku, jej wizyta w Robin Hill, dzisiejsze spotkanie — że zdawało się, iż niema już o co pytać. Mówił więc o Hiszpanji, o swem