Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przyniosła mu mały czajnik z herbatą, dwie filiżanki oraz srebrną papierośnicę na małej tacy.
— Może cukier? Panna Forsyte ma dużo cukier... ona kupuje mój cukier... i mojego przyjaciel... Panna Forsyte jest bardzo dobry pani. Ja bardzo cieszę, że mogę jej służyć. Pan jest jej brat?
— Tak — odpowiedział Jon, zapalając drugiego papierosa w swem życiu.
— Bardzo młoda brat — zasepleniła Austrjaczka z nikłym, trwożnym uśmieszkiem, który przypomniał mu merdanie psiego ogona.
— Czy mogę pani nałożyć cukru? — zapytał Jon. — I czemu pani nie usiądzie?
Austrjaczka potrząsnęła głową.
— Pański ojciec jest bardzo mila staruszek... najmilsza staruszek, jaka ja widziałam w życiu. Czy on jest już zdrowsza?
Słowa te spadły na Jona, niby jakiś wyrzut.
— Owszem, zdaje mi się, że się czuje zupełnie dobrze.
— Chciałabym go znowu zobaczyć — paplała Austrjaczka, kładąc rękę na sercu; — on ma taka dobra serce.
— Tak — odpowiedział Jon. I znów słowa te wydały mu się wyrzutem.
— On nigdy nie robi nikomu żaden przykrość, a uśmiecha się tak łagodnie.
— Tak?
— On patrzy na panna Forsyte czasem tak zabawnie. Ja opowiedziała mu mój cały historja; on jest taka sympathisch. Pański matka... ona jest bardzo miła i dobry?
— Tak, bardzo.
— On ma jej Photographie na swój toaletka. Bardzo piękny.
Jon haustem wychylił herbatę. Ta kobieta, ze swoją