Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ta — ak! ale dziś wszystko spadło, panie Soamesie.
Zastępca sekretarza oddalił się.
Soames przypiął wspomniany dokument do pęku innych papierów i powiesił kapelusz na kołku.
— Chciałbym przejrzeć swój testament i intercyzę ślubną, panie Gradman.
Stary Gradman, posunąwszy się aż do samej krawędzi swego obrotowego krzesła, wyciągnął dwa akta z dolnej szuflady po lewej stronie. Wyprostowawszy się, podniósł twarz, okoloną siwym zarostem, a bardzo zaczerwienioną od wysiłku schylania się tak nisko.
— Oto kopje, panie łaskawy.
Soames wziął je do ręki. Naraz przyszło mu na myśl, ze Gradman miał niemało podobieństwa z silnym pręgatym brysiem podwórzowym, którego trzymano stale na łańcuchu koło magazynu, a gdy go pewnego razu na usilną prośbę Fleur spuszczono z łańcucha, pokąsał kucharkę i został zabity. Gdyby tak spuścić Gradmana z łańcucha, czy i on pokąsałby kucharkę? Pohamowawszy tę myśl żartobliwą, Soames rozwinął intercyzę ślubną. Nie zaglądał do niej przez lat osiemnaście — od czasu, gdy przerobił testament po śmierci ojca i narodzeniu Fleur. Chciał zobaczyć, czy znajdowały się tam słowa „przez czas zamęźcia“. Tak jest, były! Dziwnem mu się wydało to wyrażenie, jakgdyby pochodne od „zamętu“! Była tam mowa o piętnastu tysiącach funtów (płatnych bez potrącania taksy dochodowej) należących się Anetce, dopókiby pozostała jego żoną i następnie przez czas wdowieństwa „dum casta“... znów słowa staroświeckie i nieco dwuznaczne, ale mające gwarantować prowadzenie się matki Fleur. Testament rekompensował tę sumę rentą tysiąca funtów rocznie na tychże warunkach. Doskonale! Soames oddał kopje Gradma — nowi, który wziął je, nawet nie spojrzawszy w górę,