Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i Irena są podobno bardzo szczęśliwi, a ich syn jest ładnym chłopcem.
— A o tem, jak Val dostał Holly, także jest cała historja... możeś słyszała?
Lejąc balsam takich słów, Winifreda jednocześnie klepała bratanicę po ramieniu, myśląc:
— Miłe bobo!
Poczem wróciła do Prospera Profonda, który pomimo swej niedyskrecji był tego wieczoru bardzo „zajmujący“.
Przez parę minut po odejściu ciotki, Fleur zostawała pod materjalnym i duchowym wpływem bromu. Ale wnet powróciła rzeczywistość. Ciotka w opowiadaniu swem pominęła wszystko, co miało treść istotną i zasadniczą — wszystkie uczucia, nienawiść, miłość, nieubłaganą zawziętość serc roznamiętnionych... Fleur, która tak niewiele zaznała życia i tknęła się jedynie rąbka miłości, spostrzegała jednakże instynktem, że słowa mają tylko nikły związek z faktem i uczuciem, jak moneta niewielką ma styczność z chlebem, który się za nią kupuje.
— Biedny ojciec! — myślała. — I ja biedna! Biedny Jon! Ale mniejsza o wszystko... ja muszę go mieć!
Z okna swego pokoju, zasnutego już mrokiem, dostrzegła „tego człowieka“, wychodzącego z drzwi na dole i „wykradającego się“ precz. Gdyby matka i on... jak wpłynęłoby to na jej sprawę? Niewątpliwie ojciec jeszcze ściślej przygarnąłby się do niej, tak iż wkońcu zgodziłby się na wszystkie jej żądania albo tem prędzejby się pogodził z tem, co ona zrobiła bez jego wiedzy.
Wzięła z doniczki, stojącej na oknie, bryłkę ziemi i z całej siły cisnęła ją za znikającą postacią Profonda. Bryłka upadła za blisko, jednakże sama czynność rzutu dała Fleur pewną satysfakcję.
Z Green Street nadpłynął powiew powietrza, przesyconego niemiłym zapachem nafty.