Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tak przywiązana do Juny za udzielany jej ratunek, iż nieboga omal nie zmarła z przemęczenia) dodawali Jolyonowi najróżnorodniejszych podniet, przygotowując go do przyszłej kuracji. Jednakże nie udawało się im ściągnąć brwi jego wdół, nawet gdy Austrjaczka o godzinie ósmej budziła go ze snu akurat w chwilę sprowadzającą sen najlepszy, albo gdy Juna zabierała mu Times z przed nosa, jako że rzeczą zgołu nienaturalną było czytanie „tej sieczki“, skoro powinno się interesować „życiem“. Nigdy zaiste nie przestawała go zdumiewać jej pomysłowość, zwłaszcza wieczorami. Na jego benefis, jak oświadczała (chociaż on podejrzywał, że i jej się coś z tego okrawa), gromadziła u siebie reprezentantów współczesnego pokolenia, o ile ci mieli coś wspólnego z genjuszem. Całe to towarzystwo z jakąś jakby uroczystą powagą przesuwało się to w tę to w drugą stronę pracowni, tańcząc bądź foxtrota, bądź też ową drugą zwarjowaną nowalję taneczną — one stępa — który tak kłócił się z muzyką, że Jolyon podnosił brwi nad sam niemal rąbek czoła, myśląc o tem, ile to wysiłków woli musi kosztować tancerzy rzecz podobna. Spostrzegłszy, że wodzony na pasku Towarzystwa Akwarelistów, stał się zacofańcem w oczach tych, którzy mieli pretensję zwać się artystami, siadywał w najciemniejszym kątku, jaki udało mu się znaleźć i wgłębiał się w rytm, który i jego ponosił przed laty. Gdy zaś Juna przyprowadzała do niego jakąś młodą pannę lub młodzieńca, z pokorą wedle sił swoich wznosił się do ich poziomu, myśląc przytem:
— Dalibóg! Toż to u nich uchodzi za wielkie bzdurstwo!
Mając w sobie — wziętą po ojcu — wiekuistą symatję dla młodych, Jolyon nużył się jednakże niezmiernie wkraczaniem w dziedzinę ich poglądów. Wszystko to było dlań w każdym razie silnym bodźcem, to też nigdy