Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Już ani jednej bestji... — bąknęła, podnosząc „Zwierciadło kobiety“.
Pociąg zatrzymał się; dwaj pasażerowie wyszli, jeden wszedł do przedziału.
— Skonam, jeżeli nie uda się nam wogóle zostać sam na sam — pomyślał Jon.
Pociąg ruszył. Fleur znowu pochyliła się wprzód.
— Ja nigdy nie przestanę myśleć... — rzekła. — A ty?
Jon potrząsnął gwałtownie głową.
— Nigdy! — odpowiedział. — A będziesz do mnie pisała?
— Nie... ale ty możesz pisać... do mojego klubu.
Ona miała „swój klub“!... Była przepyszna!
— Czy starałaś się zasięgnąć jakich wiadomości od Holly? — mruknął.
— Tak, ale niczego się nie dowiedziałam... Nie chciałam być za bardzo natarczywa.
— I cóż to być może? — wyrwało się z ust Jona żałosne pytanie.
— Wyszperam wszystko... zobaczysz.
Nastało dłuższe milczenie, które wkońcu przerwała Fleur:
— Baczność, Jonie; to Maidenhead!
Pociąg zatrzymał się. Towarzyszący im pasażer wysiadł. Fleur ściągnęła roletę swego okna.
— Śpiesz się! — zawołała. — Zatarasuj sobą drzwi! Niech myślą, że tu pełno ludzi!
Jon rozdął nozdrza i spojrzał groźnie; nigdy w życiu, nie spoglądał tak srogo! Jakaś staruszka cofnęła się; druga, młodsza, dobrała się do klamki. Klamka się obróciła, ale drzwi nie puściły. Pociąg ruszył, młoda Jama wskoczyła do innego przedziału.
— Co za szczęście! — krzyknął Jon. — Drzwi się zacięły!