Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łóżko. Sam nie wiedział, jak długo pozostawał w tej pozycji. Wszystkie te drobne poszmery — stukanie paznokciem, ciche stąpanie, szelest sukni — krążyły wokoło niego jak we śnie, a przed zamkniętemi oczyma wciąż stała owa postać, uśmiechając się i szepcąc i rozlewając w powietrzu delikatną woń narcyzów. Na jego czole — w miejscu gdzie spoczął pocałunek — zostało pomiędzy brwiami jakieś chłodne, drobne znamię, niby ślad po dotknięciu kwiatem. Miłość wypełniała mu duszę, owa miłość chłopca ku dziewczęciu, która wie tak mało, spodziewa się tak wiele, za nic w świecie nie chce się opierzyć, a wkońcu stać się musi wonnem wspomnieniem — zwiędłą namiętnością — banalną żeniaczką — albo też, raz na wiele łat, winobraniem, zbiorem jagód nabrzmiałych i słodkich barwami zachodzącego słońca...
Z tego, co mówiło się o Jonie teraz i poprzednio, można było naocznie się przekonać, jak ogromna przestrzeń dzieliła go od jego prapradziadka, pierwszego Jolyona, zamieszkałego w Dorset, ponad morzem. Jon był wrażliwy jak panienka, a raczej wrażliwszy niż dziewięć z pośród dziesięciu panienek dzisiejszych; pobudliwy, jakgdyby jeden z tych malarzy, tych „kulawych kacząt“, którymi opiekowała się siostra jego przyrodnia Juna; kochający i przywiązany do rodziców, jakim być musiał, kto miał takiego ojca i taką matkę... A jednak, w głębszej tkance jego istoty, było w nim coś z owego dawnego założyciela rodu: jakaś tajemna zwartość duszy, jakiś lęk przed uzewnętrznianiem swych uczuć, jakaś determinacja nie dopuszczająca myśli, że jest się pobitym. Wrażliwi, pobudliwi i tkliwi chłopcy mają w szkole ciężkie czasy, lecz Jon instynktownie krył się ze swą naturą, dzięki czemu nigdy nie był nieszczęśliwszy niż reszta kolegów. Tylko wobec matki tył — aż dotąd — zupełnie szczery i swobodny. Ale