Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ X
TRIO

Wywczasy niedzielne, przedłużone aż do dziewiątego dnia, napięły niemal do granic prężności więźbę nitek łączących czworo Forsytów z trzeciego i, rzec można, czwartego pokolenia, bawiących w Wansdon pod Łęgami. Nigdy Fleur nie była tak „fine“, ani Holly tak czujna, ani Val tak zawzięcie skryty, ani Jon tak milczący i zmieszany. Cały zasób wiedzy agronomicznej, zdobyty przezeń w ciągu tego tygodnia, można było zatknąć na ostrzu scyzoryka i zdmuchnąć tchem jednym. On, którego natura zasadniczo brzydziła się wszelką intrygą i w którym uwielbienie dla Fleur budziło skłonność do mniemania, iż cała potrzeba ukrywania się była „na niby“, dąsał się i zżymał, jednakże ulegał nakazowi, pocieszając się, jak tylko mógł, w momentach gdy byli z sobą sam na sam. W czwartek, gdy stali we wnęce okna salonu, gdzie nakryto do obiadu, Fleur ozwała się do niego:
— Jonie, jadę do domu w niedzielę o 3,40 z Paddington; jeżeli się w sobotę wybierzesz do domu, to będziesz mógł i ty tam zajechać w niedzielę i odwieźć mnie, a potem odrazu powrócić ostatnim pociągiem. W każdym razie wybierasz się do domu, prawda?
Jon skinął głową.
— Wszystko zrobię, byle być z tobą — odpowiedział ~~ tylko pocóż udawać — —?
Złożyła mały swój palec na jego dłoni.
— Brak ci instynktu, Jonie; musisz zdać na mnie całą sprawę. Nasze rodziny poważnie się zapatrują na wszystko. Powinniśmy na razie zachować tajemnicę, jeżeli mamy się z sobą widywać.
Drzwi były otwarte; więc dodała głośno:
— Ależ z ciebie gapa, Jonie!