Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ta-ak. I tem się zajmowałem. Byłem zatruty gazem, co było mało niemiłe.
Uśmiechnął się, przybrawszy wyraz głębokiej i sennej błogości, jakgdyby w dowód słuszności swego imienia.[1] Czy wyrażenie: „mało niemiłe“ zamiast „trochę niemiłe“ było swoistą omyłką językową czy też afektacją, tego Val nie mógł rozstrzygnąć; ten drab zdolny był do wszystkiego. Znalazłszy się w kole kupców, cisnących się dokoła źrebicy Mayfly, która zwyciężyła w wyścigach, Monsieur Profond ozwał się:
— Pan zamierza postawić cenę?
Val skinął głową. Pod bokiem mając tego ospałego szatana, czuł w sobie brak wiary. Choć zabezpieczony przeciw ostatecznym ciosom Opatrzności przezornością jakiegoś dziadka, wyznaczającego mu tysiąc funtów rocznej renty (do czego dochodziło tysiąc funtów rocznie, wyznaczonych Holly przez jej dziadka), jednakże „naruszalnej“ gotowizny miał nader skąpo, jako ze większość pieniędzy, uzyskanych ze sprzedaży farmy w południowej Afryce, poszła na zainstalowanie się w Sussex. To też wkrótce przeszło mu przez głowę;
— Bodajby to!... z rąk mi się wymknęła!
Granica, do której mógł się posunąć — sześćset funtów — już została przekroczona, wycofał się więc z licytacji. Klacz Mayfly dostała się pod młotek przy siedmiuset pięćdziesięciu gwinejach. Już zgryziony zabierał się do odejścia, gdy rozlazły głos pana Profonda brzęknął mu w ucho:
— No, kupiłem tę małą klaczkę, ale mnie ona niepotrzebna; pan będzie łaskaw wziąć ją i podarować swej małżonce.

Val spojrzał nań z wznowioną podejrzliwością, jednakże pogodny humor promieniejący z oczu Belgijczyka

  1. to prosper — darzyć szczęściem; prosperity — błogość.