Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sole,[1] a ja mu go wypisuję na tabliczce wielgaśnemi cyframi. Ma się rozumieć, piszę mu zawsze to samo... tak jak one stały w r. 1914, gdy mój pan po raz ostatni mógł się na ich kursie połapać. Gdy wybuchła wojna, skłoniliśmy doktora, żeby mu zakazał czytać gazety. On początkowo na to się oburzał, ale wkrótce się z tem pogodził, bo poznał, że go to męczy... a wprost to dziwu godne, jak on umie zachować energję, wedle tego co powiadały moje drogie paniusie (świeć Panie nad ich duszą!), gdy jeszcze tu żyły. Jak on w tem był do nich podobny! One zawsze były tak czynne i ruchliwe, jak pan pewno pamięta, panie Soames.
— Co się stanie, gdy wejdę do jego pokoju? — zapytał Soames. — Czy przypomni mnie sobie? Jak wiesz, sporządzałem jego testament wr. 1907, gdy panna Estera rozstała się ze światem.
— O, panie łaskawy — odparła Smither z wahaniem. — Sama nie wiem, co o tem powiedzieć. Myślę, że może pozna: jak na swoje lata, jest on zadziwiającym człowiekiem.
Soames wszedł w drzwi i czekając, aż Tymoteusz skręci zpowrotem, ozwał się głośno:
— Stryju Tymoteuszu!
Tymoteusz odwrócił się nieco i stanął w miejscu.
— Hę? — zagadnął.
— Jestem Soames — krzyczał ów, co miał tchu, wyciągając rękę przed siebie: — Soames Forsyte!
— Nie! — odrzekł Tymoteusz i postukując głośno koszturem w podłogę, odbywał w dalszym ciągu swą przechadzkę.
— Zdaje się, że nic z tego! — rzekł Soames.

— O nie, łaskawy panie — odpowiedziała Smither nieco zbita z tropu — pan widzi, że mój pan jeszcze nie

  1. Papier wartościowy angielski (consolidated annuities).