Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Od kogo ją dostałaś?
— Od Soamesa.
Twarz jej pozostała nieporuszona, mimo to blade oczy Swithina rozszerzyły się, jakgdyby obdarzone nagle zdolnością przenikania cudzych myśli.
— Nudno ci musi być w domu — rzekł. — Gdybyś miała kiedy ochotę przyjść do mnie na obiad, uraczyłbym cię winem, jakiego nie znajdziesz napewno w całym Londynie.
— Panna Juna Forsyte — pan Jolyon Forsyte!... Pan Bosinney!
— Chodźmy do stołu! Proszę! — zawołał Swithin, nie ukrywając podrażnienia i zapraszając gości niecierpliwym gestem.
Podał ramię Irenie pod pretekstem, że nie miał jeszcze od jej ślubu okazji goszczenia jej u siebie. Juna z natury rzeczy należała się Bosinney’owi, umieszczonemu pomiędzy Ireną a narzeczoną. Z drugiej strony Juny siedział James, prowadzący do stołu żonę Mikołaja, potem stary Jolyon z żoną Jamesa, Mikołaj z Hatty Chessmann i wreszcie, zamykający koło biesiadników, Soames z panią Small.
Obiady familijne u Forsytów odbywają się wedle ustalonego ceremonjału. Nie podaje się na nich naprzykład hors d’oeuvres. Z jakiego dzieje się to powodu, niewiadomo. Młodsi członkowie rodziny przypisują zwyczaj ten potwornie rujnującej cenie ostryg; prawdopodobnie jednak wypływa on z chęci przystąpienia odrazu do rzeczy, z rozsądnego przekonania, że hors d’oeuvres zamulają tylko niepotrzebnie żołądek. Jedynie dom Jamesów, niezdolnych oprzeć się ogólnie przyjętemu w Park Lane zwyczajowi, wyłamuje się czasem z tej tradycji.
Ponure nieledwie milczenie, niezwracanie uwagi na współbiesiadników trwa bezpośrednio po usadowieniu