Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nigdy też nie mogła pozbyć się uczucia, że świat jest najniewdzięczniejszem miejscem pobytu dla człowieka. Co niedzielę sadowiła się pod kazalnicą niezmiernie krasomówczego, świetnego kaznodziei, Tomasza Scoles’a, wywierającego na nią zawsze bardzo silny wypływ; udawało jej się jednak przekonać każdego, że i to nawet było nieszczęściem dla niej. Stała się przysłowiową w rodzinie, ilekroć też spostrzegano czyjąś szczególnie posępną minę, mawiano o nim czy o niej:
— Istna Jula.
Stały ten nastrój jej umysłu wystarczyłby do zabicia każdego człowieka, tylko nie Forsyta, przed dojściem do lat czterdziestu, ona zaś miała siedemdziesiąt lat i wyglądała doskonale jak nigdy przedtem. Czuło się też, że drzemią w niej nieujawnione jeszcze możliwości korzystania z życia. Posiadała trzy kanarki, kota Toma i pół papugi — wspólnie z siostrą Hester. Biedne te stworzenia (starannie ukrywane przed nieznoszącym zwierząt Tymoteuszem), namiętnie się do niej przywiązały — w przeciwieństwie do istot ludzkich, co do których nowym wciąż ulegać musiała biedaczka rozczarowaniom.
Imponująco wyglądała tego wieczora w czarnej bombasynowej tualecie z liljowem wstawieniem na przodzie w kształcie nieśmiałego trójkąta, zakończonego czarną aksamitką dokoła cienkiej szyi; połączenie czarnego z liljowym uważane było przez każdego prawie z rodu Forsytów za szczególnie skromne.
Zwróciła się z wyrzutem do Swithina:
— Anna pytała się o ciebie. Nie byłeś u nas od wieków.
Swithin założył wielkie palce obu rąk za wykrój kamizelki i odparł:
— Anna wyraźnie podupada na silach; należałoby wezwać do niej doktora.
— Państwo Mikołajostwo Forsyte!