Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdobył się na rozpoczęcie swoich zwierzeń. Otwarła się w ten sposób przed nim nowa perspektywa życia, ziemia obiecana możności odsłonięcia przed istotą bliską własnej duszy, zatem możności znalezienia przystani, zabezpieczającej przeciwko przypływowi żalów i ponurych przewidywań, kojącej go narkotykiem obmyślania, w jaki sposób najkorzystniej zaokrąglić swoją własność i unieśmiertelnić jedyną część jego istoty, która nie ulegnie zagładzie.
Jolyon-syn umiał słuchać; stanowiło to jego wielką zaletę. Nie odrywał oczu od twarzy ojca, od czasu do czasu tylko zadając mu pytania.
Wybiła pierwsza, zanim Jolyon senjor skończył. Na dźwięk zegara przypomniał sobie swoje zasady. Wyjął z kieszeni zegarek i spojrzał ze zdumieniem na wskazówki.
— Muszę położyć się, Jo — rzekł.
Jolyon młodszy wstał i wyciągnął ramię, aby pomóc ojcu podnieść się. Starcza twarz przybrała znów wyraz znużenia i zgnębienia; oczy odwracały się uparcie.
— Dobranoc, mój chłopcze; myśl o sobie.
Minęła jeszcze chwila, poczem Jolyon-syn zawrócił ku drzwiom. Wzrok mu się zmącił; uśmiech znikł z jego twarzy. Nigdy przez całe te piętnaście lat, od czasu, jak przekonał się po raz pierwszy, że życie nie jest rzeczą łatwą, nie wydało mu się ono tak bardzo skomplikowanem.

ROZDZIAŁ III.
OBIAD U SWITHINA

W błękitno-oranżowej, wychodzącej na park, jadalni Swithina nakryty był stół na dwanaście osób.
Kryształowy pająk z zapalonemi świecami zwisał ze stropu ponad stołem, podobny do olbrzymiego stalak-