Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

własnych zasad, tkwiło w głębi jego serca dziwne rozdwojenie. W danych okolicznościach powinien był syn właściwie zmarnieć doszczętnie; tak się zawsze czytało o tem w powieściach, kazaniach i sztukach teatralnych, jakie kiedykolwiek zdarzyło mu się czytać, słyszeć lub oglądać na scenie.
Po otrzymaniu czeku zpowrotem był stary Jolyon zupełnie zbity z tropu. Coś wydawało mu się nie w porządku. Dlaczego syn jego nie zeszedł na psy? A zresztą, skąd można było to wiedzieć? Słyszał — postarał się oczywiście sprawdzić to — że Jo mieszka w St. James Wood, że posiada mały domek z ogrodem na Wistaria Avenue, że żona jego bywa z nim w towarzystwie — w towarzystwie nieszczególnem, rozumie się — że mają dwoje dzieci, że chłopaczka nazywają Jolly[1] (w danych warunkach brzmiało imię to nieomal cynicznie, a stary Jolyon nie lubił cynizmu i zarazem bał się go), a dziewczynkę — urodzoną już w małżeństwie — Holly. Skąd możnaby się poinformować, jakie są naprawdę materjalne warunki syna? Wiedział tyle jedynie, że skapitalizował on rentę otrzymaną, jako schedę, po ojcu matki i wstąpił jako skromny urzędnik, do biur Lloyd’a; poza tem malował obrazy akwarelą. Stary Jolyon wyszperał to i kupował je w sekrecie od czasu do czasu, spostrzegłszy przypadkiem podpis syna pod jednym z pejzażów, przedstawiających rzekę Tamizę i wystawionych w oknie handlarza obrazów. Uważał je za marne i nie zawieszał ich na ścianie przez wzgląd na podpis; chował je też stale w szufladzie.

W wielkiej sali operowej ogarnęła go niezmożona tęsknota za synem. Odtwarzał w pamięci swojej wizje dalekiej przeszłości, kiedy malec w bronzowem płócien-

  1. Jolly — wesoły.