Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakgdyby nie był tyleż wart co każdy z nich! Pogardzał, rzecz prosta, klubem, do którego został przyjęty. Członkowie jego — to sama hołota, wielu z nich mieszka nawet wprost w samem City — agenci giełdowi, obrońcy sądowi, urzędnicy licytacyjni — licho wie kto jeszcze! Jak większość ludzi silnego charakteru, nie zdobywających się jednak na oryginalność, mało cenił stary Jolyon sferę, do której sam należał. Stosował się wiernie do jej obyczajów towarzyskich i innych, w duchu jednak uważał wszystkich jej członków za „mizerną hołotę“.
Lata i filozofja życiowa, którą zdobył w ich przebiegu, przyćmiły pamięć porażki, doznanej w „Rozmaitościach“, i teraz w myślach jego wzniosły się one do godności „Króla Klubów“. Byłby już członkiem jego od lat wielu, ale wprowadzający go Jack Herring tak ślamazarnie zabrał się do zadania, że zarząd klubu nie zdawał sobie wcale sprawy, jakie robi głupstwo, odrzucając starego Jolyona. Syna jego, Jolyona juniora, przyjęto odrazu! Bodaj że nawet jest w dalszym ciągu jego członkiem; przed ośmiu laty otrzymał ojciec datowany ztamtąd list od syna.
Nie był w „Rozłamie“ od miesięcy już. Przez ten czas odświeżono lokal, pstrząc go barwną dekoracją ścian, jak zwykło się czynić ze staremi domami i staremi okrętami, aby łatwiej móc je sprzedać.
— Wstrętny kolor tapety w palarni! — pomyślał. — Ale jadalnia wcale niczego.
Mroczno-czekoladowy odcień, ożywiony jasno-zielonemi szlakami, odpowiadał jego gustowi.
Zamówił dla siebie obiad i usiadł w tym samym kącie, a może przy tym samym nawet stole (niewiele znać było postępu w „Rozłamie“-klubie o radykalnych nieomal zasadach), przy którym on i Jolyon junior zwykli siadywać przed dwudziestu pięciu laty, ilekroć zabierał syna do teatru podczas świąt czy wakacyj.