Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zapomnieć, że cokolwiek zrobił, musi to okupić jakąś ofiarą!
Gdybyż tylko mógł działać pod wpływem impulsu! Nie może zapomnieć o niczem; nie może przejąć się żadnem olśnieniem; nie może uledz żadnemu głosowi serca; nie jest zdolny urzeczywistnić żadnego pragnienia; wszystko to zbyt trudne; zbyt ciasno zwarły się dokoła niego niedające się przełamać pręty klatki.
Na najdalszym krańcu skweru wykrzykiwali roznosiciele gazet nazwy wydań wieczornych, i wrzaskliwe ich obwoływania wpadły skłócone w huczenie kościelnych dzwonów.
Soames zasłonił sobie uszy. Jak błyskawicą przemknęła mu przez głowę myśl, że gdyby nie traf, on sam, a nie Bosinney, leżałby teraz martwy, a ona, zamiast kulić się jak zraniony śmiertelnie ptak z temi jej obumierającemi oczami...
Coś miękkiego dotknęło jego nóg — to kot otarł się o nie puszystem swojem futerkiem. Nagłe łkanie, wstrząsające nim całym, od głowy do stóp, wydarło się z jego piersi. A potem znów wszystko ucichło w mroku nocy, na którego tle zdawały się przyglądać mu domy, każdy z poszczególnym swoim właścicielem i właścicielką, z ukrytemi przed światem dziejami smutków swoich i radości.
I nagle spostrzegł, że drzwi własnego jego domu są otwarte i na progu ich, odcinając się czarną plamą wpośród smugi świetlnej z hallu, stoi zwrócony plecami mężczyzna. Coś śliskiego podpełzło pod serce Soamesa. Przekradł się cichaczem i stanął za intruzem.
Dostrzegł własne swoje okrycie futrzane, rzucone w pośpiechu na rzeźbione dębowe krzesło, perski dywan, srebrne czary, rzędy porcelanowych talerzy, zawieszonych na ścianach i nieznajomego, stojącego na progu, człowieka.