Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jego skronie, uwypuklające się, niby strzechy, ponad jamami wklęsłości pod niemi, jego kości policzkowe i podbródek zarysowywały się ostrzej podczas snu, ujawniając z bezlitosną szczerością starczość twarzy.
Obudził się. Juna odjechała! James przepowiedział mu, że będzie się czuł osamotnionym. James jest specjalistą od dokuczliwego krakania. Przypomniał sobie z uczuciem zadowolenia, że sprzątnął mu dom z przed nosa. Dobrze mu tak; niech się nie upiera przy cenie. Dureń!... Nie potrafi myśleć o niczem innem, jak tylko o pieniądzach. A może naprawdę przepłacony ten dom? Ogromnych wymaga wkładów... Cala ta sprawa z Juną będzie go kosztowała sporo grosza. Nie powinien był pozwolić na jej zaręczenie się. Poznała się z Bosinney’em w domu Baynesów. Baynes i Bildeboy — spółka architektów. Baynes, którego dobrze znał — takie sobie ciepłe kluski — jest zdaje się wujem Bosinney’a ze strony matki. Od chwili tego poznania się nie przestawała dziewczyna zaprzątać sobie głowy młokosem, a jak raz sobie coś wbije w mózgownicę, i w sto koni z niej tego nie wypędzi. Zawsze i wiecznie musi opiekować się jakiemś niezdarstwem; to już jej słabość; zawsze znajdzie sobie jakiegoś niedołęgę, któremu wszystko poświęca. Chłopak goły jak święty turecki, i właśnie z nim musiała się zaręczyć — pustak, niepraktyczny, licho wie jeszcze w co się wplącze. Ile będzie jeszcze z nim kłopotu!
Juna przyszła do niego pewnego dnia, oznajmiając mu tę nowinę w zwykły swój nagły, szorstki sposób i, jakgdyby znajdując w tem jedyną pociechę, dodała:
— Taki jest nadzwyczajny! Czasem przez cały tydzień żył o filiżance kakao jedynie!
— Chciałby może, żebyś i ty żyła tylko filiżanką kakao?
— O, nie! Wypływa już teraz pełną parą!