Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spostrzegać piękna otaczającej natury, przyczyniało się ono jednak do ożywienia przechadzki i rozmowy.
— Tak — rzekł Roger — ładna kobieta ta żona Soamesa. Słyszałem, że nieszczególnie z sobą żyją.
Ten brat miał wypukłe czoło i najświeższą cerę ze wszystkich Forsytów. Jasnoszare jego oczy mierzyły w przejściu fasady domów, od czasu do czasu też podnosił parasol, aby, jak się wyrażał „brać miarę“ ich wysokości.
— Nie miała posagu — odparł Mikołaj.
On sam poślubił tęgi wór, że zaś było to jeszcze w złotym okresie, poprzedzającym wydanie prawa własności kobiety zamężnej, miał możność dowolnego użytkowania wniesionego mu przez nią posagu.
— Kim był jej ojciec?
— Nazywał się Heron; był podobno profesorem.
Roger potrząsnął głową.
— To nie przynosi dochodu — rzekł.
— Ojciec jej matki był podobno, jak słyszę, cemenciarzem?
Twarz Rogera rozjaśniła się.
— Ale zbankrutował — dodał Mikołaj.
— O! — zawołał Roger. — Soames będzie miał z nią wiele kłopotu; zapamiętaj moje słowa, wiele kłopotu. Wygląda zupełnie obco pomiędzy nami.
Mikołaj oblizał wargi końcem języka.
— Ładna kobieta — rzekł, usuwając gestem ręki przechodzącego tuż obok zamiatacza ulic.
— Skąd ją wytrzasnął? — zapytał Roger. — Wyobrażam sobie, co go muszą kosztować jej fatalaszki!
— Mówiła mi Anna, że łatał za nią jak oszalały. Pięć razy odrzucała go. Jamesa irytuje to wyraźnie.
— O — westchnął Roger — żal mi biednego Jamesa, miał już dość kłopotu z Dartie’m.
Różowe zawsze jego policzki przybrały żywszy jeszcze