Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czekał więc, spokojny jak lew ponad jego głową, z kołnierzem futrzanym, podniesionym powyżej uszu i kryjącym czerstwy rumieniec jego policzków, osłaniającym twarz całą z wyjątkiem współczujących, zarazem sardonicznie uśmiechniętych oczu. Nieustanną falą płynęły mimo nich szeregi mężczyzn, powracających z zajęcia po drodze do swoich klubów, spowitych niby kokony w oprzęd mgły, z której wyłaniali się nakształt upiorów i jak upiory znów w niej znikali. Przezwyciężając wzruszenie współczucia, podniecił nagle George’a wrodzony mu humor do pociągnięcia którego z tych upiornych widziadeł za rękaw i rzucenia mu w twarz:
— Ej, ty Johnnie! Stój! Nieczęsto miewasz okazję oglądania podobnego widowiska? Masz tu przed sobą biedaka, którego kochanka opowiedziała mu przed chwilą ładną historyjkę o zachowaniu się jej męża; przyjrzyj mu się, przyjrzyj! Dostał porządnie pałką w łeb!
Widział już ich w wyobraźni swojej, wytrzeszczających ślepia na udręczonego kochanka; szczerzył z uciechy zęby na myśl o godnym jakimś, świeżo skojarzonym młodożeńcu, któremu własne jego sprawy miłosne pozwoliłyby na uchylenie rąbka zasłony, kryjącej głębię duszy Bosinney’a; wyobrażał sobie, jak coraz szerzej rozwierają mu się usta, chłonąc w siebie coraz gęściejszą falą kłęby mgły. Bowiem w sercu Georgea nagromadził się bezmiar pogardy dla klasy średniej — zwłaszcza dla żonatych przedstawicieli klasy średniej — pogardy, cechującej wszystkie, urobione na modłę sportsmańską, niesforne natury z pośród sfer mieszczańskich.
Zaczęło go to wreszcie nudzić. Nie po to zalazł aż tu, aby czekać.
— Ostatecznie — pomyślał — poradzi sobie biedaczysko z tem wszystkiem! Nie po raz pierwszy zdarza się podobna historja w małym tym światku.