Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyszedł, pożegnawszy brata chlodnem dotknięciem jego dłoni.
James, wpijając oczy w niewidzialny jakiś, niepokojący go przedmiot, zaczął znów nerwowo gryźć palec.
Stary Jolyon zaniósł testament swój do biura Nowej Spółki Węglowej i, usiadłszy w pustym w tej chwili pokoju Zarządu, zabrał się do odczytania go. Tak szorstko posłał do wszystkich djabłów Hemmingsa, który, widząc że Przewodniczący wszedł do pokoju dyrektorskiego, pośpieszył przynieść mu pierwszy raport nowego Głównego Kierownika, że, urażony w swojem dostojeństwie sekretarz cofnął się pośpiesznie i, wezwawszy do siebie jednego z urzędników, wywarł na nim w tak gwałtowny sposób całą swoją wściekłość, że biedaczysko nie wiedział, w którą ma patrzeć stronę.
— Cóż do djabła, co on sobie myśli? Smyk taki! Wyobraża sobie, że dlatego, że udało mu się dostać do tego biura, jest już samym Bogiem?! On (Hemmings) stoi na czele firmy od tylu lat już, że nie potrafi ich smarkacz taki zrachować nawet! A jeżeli wyobraża sobie, że jak skończył daną mu robotę, może siedzieć z założonemi rękami i patrzeć w niebo, zapomina, że ma do czynienia z Nim (z Hemmingsem), że nie zna Go widać jeszcze!... I tak wciąż wkółko...
Z drugiej strony zasłoniętych ciężką zieloną kotarą drzwi siedział stary Jolyon przy długiem, mahoniowem, obitem śkórą biurku, nasadziwszy na nos wielkie, oprawne w szyldkret binokle i wodząc złotym ołówkiem po paragrafach testamentu.
Treść testamentu nie była skomplikowana, jako że nie zawierał on kłopotliwych drobnych legatów i zapisów na cele dobroczynne, rozpraszających majątek i osłabiających wspaniały efekt specjalnej wzmianki w porannych pismach, poświęconej Forsytowi, który, umierając, przekazuje najbliższym majątek wynoszący sto tysięcy funtów.