Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

interesuje się niczem takiem, co przyniosłoby rzetelną korzyść jej samej?
„Zawracanie sobie głowy cudzoziemcami“ — tak określał nową skłonność Juny. Często jednak przynosił do domu kiście winogron lub pęki róż i ofiarowywał je „Mam’zelle“ z przymilnem mrugnięciem oczami.
Ku końcowi września, pomimo oporu Juny, wydała Mademoiselle Vigor ostatnie tchnienie w małym hoteliku w Saint-Luc, do którego ją przewieziono. Juna tak głęboko odczuła swoją porażkę, że dziadek wywiózł ją do Paryża. Tutaj, przy zachwycaniu się Milońską Wenus i kościołem „Madeleiny“ ocknęła się ze swojego zgnębienia i kiedy, w połowie października, wrócili do Londynu, stary Jolyon przeświadczony był, że kuracja poskutkowała.
Zaledwie jednak rozgościli się w Stanhope Gate, zauważył ku wielkiemu swojemu zmartwieniu nawrót dawnego jej, ponurego zamknięcia się w sobie. Potrafiła przesiadywać wpatrzona w próżnię, podparłszy podbródek dłonią, niby mały, skoncentrowany w samym sobie duszek skandynawski, podczas kiedy dokoła, w jarzących potokach świeżo właśnie zainstalowanego światła elektrycznego, jaśniał salon, obity brokatelą aż do fryzu, zapełniony meblami od Baple’a i Pullbred’a. W wysokich złoconych zwierciadłach odbijały się porcelanowe grupy młodziutkich pasterzy w krótkich, opiętych dokoła kolan spodenkach, u stóp młodych, mocno wydekoltowanych dam, tulących do łona ulubione baranki. Grupy te kupił stary Jolyon jeszcze za czasów swoich kawalerskich, w dobie, kiedy skażony smak klas posiadających szczególnie się w nich miłował. Był on człowiekiem, do którego otwartego umysłu znajdowały przystęp wszelkie nowe prądy, bardziej też, aniżeli którykolwiek z Forsytów, szedł naprzód wraz z czasem, nigdy wszelako nie mógł zapomnieć, że nabył te grupy u Job-