Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Będziesz miał znów co włożyć do skarbonki. O, jak widzę, stajesz się bogatym człowiekiem!
Myśl o wzrastającem bogactwie wnuka sprawiała mu szczerą przyjemność. Ale mały Publjusz znalazł sklep ze słodyczami, używał więc jakich umiał podstępów, żeby móc wyciągać pieniądze na łakocie.
Do domu wracali pieszo przez Park, przyczem wysoka, chuda postać Jamesa ze zgarbionemi plecami i stroskaną twarzą pochylała się z opiekuńczą pieczołowitością nad czerstwemi, zdrowemi figurkami obojga wnucząt, Imogeny i Publjusza.
Ogrody te i Park nie były jednak wyłącznem, uświęconem miejscem spacerów Jamesa. Forsyci i włóczęgi, dzieci i zakochane pary odpoczywały tu i przechadzały się co wieczór, szukając wytchnienia po pracy, zażycia spokoju po gwarze i zamęcie ulicznym.
Liście brunatniały zwolna, utrzymywane na drzewach promieniami słońca we dnie i ciepłemi powiewami w nocy.
W sobotę, piątego października, niebo, błękitne przez cały dzień, pociemniało po zachodzie, przybierając odcień purpurowych gron winnych. Nie było księżyca i przejrzysty zmierzch, niby powłoka z aksamitu osnuwał drzewa, których przerzedzone konary i gałązki, podobne nieco do upierzenia, nie poruszały się w ciepłej, bezwietrznej atmosferze. Cały Londyn wysypał do Parku, chcąc osuszyć do dna czarę letnich rozkoszy.
Para po parze, z każdych wrót, zalewała ścieżki i spalone od słońca trawniki i jedna po drugiej, unikając jaśniej oświetlonych przestrzeni, przekradały się pod ochronę pierzastych drzew, gdzie, przytulone do którego z pni, lub też zaszyte w gąszcz krzewów, zapominały wpośród aksamitnych ciemności o wszystkiem i o wszystkich, żyjąc sobą tylko wyłącznie i dla siebie.
Dla przybywających ścieżkami poprzednicy ich two-