Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że liczyła się pod tym względem ze służbą. — Zastał żonę, rozczesującą szczotką włosy. Odwróciła ku niemu głowę z szczególnym ogniem w oku.
— Czego tu chcesz? — rzekła. — Proszę wyjść z mojego pokoju!
— Chcę wiedzieć, jak długo trwać ma pomiędzy nami ten stan rzeczy? — odparł. — Mam go już oddawna dość.
— Czy wolno mi prosić o opuszczenie mojego pokoju?
— Czy wolno żądać, abyś traktowała mnie jak męża?
— Nie.
— W takim razie przedsięwezmę kroki, zmuszające cię do tego.
— Bądź łaskaw!
Wytrzeszczył na nią oczy, zaskoczony spokojem jej odpowiedzi. Wargi jej zaciśnięte były tak, że tworzyły wąską linijkę; włosy jej spadały rozsypanemi falami na obnażone ramiona i plecy, tworząc blaskiem i jasnością swojego złota dziwny kontrast z ciemnemi jej oczami — oczami, w których płonęły skłócone uczucia: lęku, nienawiści, pogardy i szczególnego, stałego tryumfu.
— Bardzo proszę o opuszczenie mojego pokoju!
Odwrócił się i wyszedł z chmurą na twarzy.
Wiedział bardzo dobrze, że nie myśli przedsiębrać żadnych kroków, widział też, że Irena doskonale zdaje sobie sprawę z jego lęku przed przedsiębraniem ich.
Od początku ich małżeńskiego pożycia miał zwyczaj opowiadania jej o wszystkich swoich interesach: o tem, jacy i w jakich sprawach odwiedzali go klijenci; jak oczyścił hipotekę Parkesa; w jakiem stadjum jest ciągnący się od tak dawna proces Fryera przeciwko Forsytowi, powstały wskutek nad miarę przezornego rozporządzenia się swoją własnością przez dziadecznego jego stryja, Mikołaja Forsyta, który tak zawikłał całą sprawę, że niepodobna było przystąpić do niej z żadnej strony.