Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i osób, pozbawionych istotnego znaczenia. Z tym specyficznie właściwym jej światem będzie musiała się rozstać, kiedy i na nią przyjdzie kolej umierać; ten właśnie stosunek jej do niego nadawał prawdziwą doniosłość jej osobie, utrwalił w niej utajone owo poczucie własnego znaczenia, bez którego nikt z nas nie potrafiłby wcale żyć. Z dniem każdym też coraz żądniej lgnęła do tego poczucia i chociaż życie uciekało od niej coraz bardziej, zdecydowana była utrzymać ten swój świat aż do końca.
Przyszedł jej na myśl ojciec Juny, młodszy Jolyon, który uciekł z ową dziewczyną cudzoziemką. O! Jaki cios bolesny dla jego ojca i dla nich wszystkich! Tak wiele zapowiadający młody człowiek! Tragiczny cios, mimo że obyło się, na szczęście, bez publicznego skandalu dzięki temu, iż żona młodego Jolyona nie domagała się rozwodu. Dawne dzieje! A kiedy przed sześciu laty umarła matka Juny, mąż jej poślubił ową kobietę, z którą miał, jak mówiono, dwoje dzieci. Bądź co bądź jednak, utracił prawo brania udziału w dzisiejszej uroczystości, pozbawiając tem samem starą ciotkę pełnego nasycenia jej dumy rodowej, możności urzeczywistnienia należnej jej rozkoszy widzenia i uściskania bratanka, z którego tak była dumna i w którym pokładała tak wielkie nadzieje. Myśl ta napełniła goryczą niezapomnianej krzywdy stare, wierne serce ciotki Anny. Oczy jej zaszkliły się łzą. Otarła ją ukradkiem chusteczką z najcieńszej weby.
— No i cóż, ciotko Anno? — zagadnął ją głos jakiś z poza jej pleców.
Soames Forsyte, o płaskich ramionach, o gładko ogolonych płaskich policzkach, płaski w stanie, mimo ogólną tę płaskość, miał w całej swojej postaci coś dziwnie okrągłego. Patrzył na ciotkę Annę wdół i nieco bo-