Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wreszcie przekradł się na palcach i, rzuciwszy się nagle na drugie drzwi, spróbował całym wysiłkiem woli wyważyć je. Drzwi trzasnęły, ale nie otworzyły się. Wobec daremności swoich usiłowań usiadł na stopniu schodów i ukrył twarz w dłoniach.
Długo siedział tak pociemku, a księżyc, przedarłszy się przez szklany dach nad jego głową, rzucał bladą smugę światła, wydłużającą się powoli ku niemu poprzez próżnię klatki schodowej. Próbował filozofować:
Skoro zamknęła przed nim drzwi, nie ma już do niego praw żony, będzie się więc pocieszał z innemi kobietami!
Upiornie jednak tylko zamajaczyły mu przed oczami wyobraźni podobne rozkosze — nie ciągnęło go do nich nic zupełnie. Nigdy ich nie szukał, a teraz utracił drogę do nich. Czuł, że nigdy jej nie odzyska. Głód jego nasycić mogła jedynie żona jego, nieubłagana i wystraszona poza zamkniętemi temi drzwiami. Nie zastąpi mu jej żadna inna kobieta!
Przeświadczenie to olśniło go z brutalną oczywistością, kiedy tak siedział pociemku na stopniu schodów.
Filozof ja zawiodła go; miejsce jej zajął głuchy gniew. Zachowanie Ireny jest niemoralne, nie do wybaczenia, zasługujące na najsurowszą karę, jaka jest w jego mocy. Nie pragnie nikogo innego prócz niej, a ona odtrąciła go!
Musi go więc prawdziwie nienawidzić! Nigdy dotychczas nie powstała w myśli jego możliwość podobnego przypuszczenia. I teraz jeszcze nie wierzy w nie. Wydaje mu się ono niepodobnem do prawdy, nie do pomyślenia. Czy nie zatracił sam raczej zdolności logicznego wnioskowania? Skoro ona, taka uległa i łagodna, za jaką miał ją zawsze, mogła ważyć się na równie decydujący krok. — Bóg wie, co jeszcze może nastąpić!
Potem zkolei zaczął rozważać, czy istotnie mogła zawiązać bliższy stosunek z Bosinney’em. I w to również