Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drobiazg drażni mnie piekielnie. Będę musiał pojechać do Bath.
— Bath! — mruknął Mikołaj. — Próbowałem Harrogate. Nic niewarte. Potrzebne mi powietrze morskie. Niema nic nad Yarmouth. Sypiam tam...
— Fatalnie dokucza mi wątroba — przerwał Swithin, cedząc wyrazy. — Przeraźliwe bóle w tej okolicy — dotknął ręką prawego boku.
— Brak ruchu! — mruknął James, nie odrywając oczu od porcelanowej filiżanki i dodając szybko: — I ja miewam bóle tutaj.
Swithin spąsowiał, napuszony jak stary indyk.
— Ruchu?! — oburzył się. — Używam go aż nadto! Nie korzystam nigdy z windy w Klubie.
— Nie wiedziałem — pośpieszył James usprawiedliwić się. — Nie wiem nigdy nic o innych, nikt mi nic nie mówi.
Swithin utkwił w nim badawczo wzrok i wreszcie zapytał:
— Co robisz na ten ból?
James rozpromienił się.
— Ja? — zaczął — biorę lekarstwo, w którego skład wchodzi...
— Jak się stryj ma?
Stanęła przed nim Juna, podnosząc rezolutną twarzyczkę z ponad nizin drobnej swojej figurki ku wyżynom rozłożystej postaci stryja i wyciągając do niego rączkę.
Wyraz rozpromienienia zgasł na twarzy Jamesa...
— Jak się masz? — wywzajemnił się, pochylając ku niej głowę. — Słyszę, że jedziesz jutro do Walji, do ciotek tojego narzeczonego? Będziesz tam miała ciągle deszcz. To nie jest prawdziwy stary Worcester — dodał opukując filiżankę. — Zato garnitur, który dałem