Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tysięczne tysięczne przeciwko niemu zakłady, nawet nie wystartował. Czterdzieści osiem godzin po niefortunnym jego występie należało do najciemniejszych okresów w życiu Dartie’go.
Myśl o Jamesie nie dawała mu spokoju dniem i nocą. Czarne wątpliwości co do Soamesa rozświetlały chwilami jedynie przebłyski słabej nadziei. W piątek wieczorem upił się, do tego stopnia był zgnębiony. Ale w sobotę rano zwyciężył w nim niezawodny instynkt giełdziarskiego ryzykanta. Będąc w posiadaniu kilku setek, pojechał do miasta i postawił wszystko odrazu na „Concertinę“, biegającą w wielkim wyścigu z przeszkodami.
— Ten mały Żydek, Nathans, dał mi wskazówkę — zwierzył się majorowi Scrottonowi, w którego towarzystwie był na lunchu w klubie Iseeum. — Ja sam nie mam o szkapie zielonego pojęcia. Niech się co chce dzieje. Jeżeli nie wygra do wszystkich djabłów — to niech ją... będzie stary musiał zapłacić!
Butelka starego portwejnu wypita na szczęście wznieciła na nowo jego pogardę dla Jamesa.
Wygrał. „Concertina“ wysunęła się naprzód o długość szyi — straszliwy skrzek! Ale, jak wyraził się Dartie:
— Byle mieć szczęście!
Nie miał nic przeciwko wyprawie do Richmondu. Popierał ją nawet. Miał wiele adoracji dla Ireny i niczego nie pragnął tak gorąco, jak okazji zbliżenia się do niej.
O wpół do szóstej przybył służący z Park Lane z oznajmieniem:
— Pani Forsyte bardzo żałuje, ale jeden z koni kaszle!
Niepokonana nowym tym ciosem Winifreda wysiała natychmiast małego Publjusza, obecnie siedmiolatka, z boną na Montpellier Square.