tychczas pokrycie. Tu i owdzie, ilekroć słodki zapach kasztanowego kwiecia i paproci bogatszą zalatywał falą, mawiano sobie wzajem:
— Ach, moja droga! (czy, mój drogi) jaki szczególny aromat!
Lipy tego lata zakwitły niezwykle wcześnie i niebywale szczodrze, w kolorze płynnego miodu nieledwie. Na rogach skwerów londyńskich zionęły one ku zachodowi słońca zapach słodszy, aniżeli ten, co przywabiał miodne pszczoły — zapach, poruszający niewypowiedziane tęsknoty w sercach Forsytów i ich ojców rodzin, zażywających miłego chłodku po obiedzie w obrębie owych ogrodów, do których oni jedni posiadali klucze.
Tęskne to uczucie zniewalało ich do dłuższego przesiadywania o zmierzchu wpośród majaczących już niewyraźnie kwietników, kazało im powracać i powracać bez końca, jakgdyby czekał na nich tu przedmiot ich miłości — czekał na ostatnie, gasnące w cieniu gałęzi, promienie świetlne.
Nieokreślona jakaś sympatja, współczucie, zrodzone pod wpływem upajającego zapachu lipowego kwiecia, a może chęć udowodnienia słuszności wypowiadanej przez nią opinji, że „nic w tem wszystkiem niema“, bodaj tylko niepohamowana tego lata chęć przejechania się do Richmondu, skłoniła matkę małych Darciątek (Publjusza, Imogeny, Maud i Benedykta) do napisania następującego listu do bratowej:
Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/278
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
30 czerwca.
„Kochana Irenko!
Dowiaduję się, że Soames jedzie jutro do Henley. gdzie ma przenocować. Myślę, że dobrze zabawilibyśmy się, urządzając wycieczkę do Richmondu. Może zaprosiłabyś pana Bosinney’a, a ja ściągnę młodego Flipparda?
