Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

plotek, ani też nie chcieli być złośliwymi. W czyim mogło to leżeć interesie? Obcym nie piśnięto ani słówka; niepisane prawo zamykało im usta.
Równocześnie przyszła wiadomość, że Juna wyjechała nad morze wraz z dziadkiem.
Wywiózł ją do Broadstairs, która to miejscowość zaczynała wchodzić w modę na niekorzyść Yarmouth, naprzekór Mikołajowi i jego rodzinie. Nikt z Forsytów, udających się nad morze, nie chciał oddychać za swoje pieniądze powietrzem, które poruszyłoby w nim znów żółć przed upływem tygodnia. Fatalnie arystokratyczne upodobanie pierwszego Forsyta do picia madery wpłynęło na wrażliwość w tym kierunku jego następców.
Tak więc wyjechała Juna nad morze. Rodzina czekała na dalszy bieg wypadków. Nie pozostało nic innego do zrobienia.
Ale jak daleko, jak daleko zaszło „tamtych dwoje“? Jak daleko zamierzają zajść? Czy może wogóle być mowa o ich zachodzeniu daleko? Nie może napewno dojść między niemi do niczego, bo przecież żadne z nich nie ma pieniędzy. Co najwyżej flirt, którego kres nastąpi, jak to się dzieje z wszystkiemi podobnemi miłostkami, we właściwym czasie.
Siostra Soamesa, Winifreda Dartie, która wraz z powietrzem Mayfairu — mieszkała przy Green Street — wchłonęła na punkcie stosunków małżeńskich bardziej nowoczesne zasady, aniżeli te, jakie dotychczas obowiązywały, w Landbroke Grove chociażby — wyśmiała samą myśl, ażeby miało coś w tem być. „Ta mała“ — Irena była wyższa od niej, prawdziwą też było miarą solidnej wartości Forsytów, że nazawsze już miała pozostać „tą małą“ — nudzi się poprostu. Dlaczego nie miałaby się pobawić? Soames nie jest zbytnio zajmujący, a co się tyczy pana Bosinney’a — tylko ten błazen