Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I, nie żegnając się z nikim więcej, wyszedł.
Zanim znalazł się w dorożce, gniew jego rozproszył się — tak bywało zawsze z jego gniewem — z chwilą, kiedy wybuchał nazewnątrz, rozpraszał się. Miejsce jego zajął smutek, który spadł mu ciężarem na duszę. Udało mu się może zamknąć im usta, ale jakim kosztem! Kosztem uświadomienia samemu sobie, że słuchy, którym postanowił nie wierzyć, były uzasadnione. Juna została porzucona, i to dla żony syna tego durnia! Czuł, że to prawda, zacinał się wszelako w uporze niewierzenia; ból jednakże, jaki ukrywał pod tem upieraniem się, zaczął powoli znajdować ujście w ślepem zacietrzewieniu przeciwko Jamesowi i jego synowi.
Sześć kobiet i jedyny mężczyzna, pozostali w pokoju, zawiązali odrazu rozmowę tak swobodną napozór, jak tylko możliwe to było po podobnem wydarzeniu; jakkolwiek bowiem zarówno siostry jak brat przeświadczeni byli, że żadne z nich nie powtarza plotek, każde z nich jednak wiedziało zarazem, że pozostała szóstka czyni to. Dlatego też wszyscy źli byli i nie wiedzieli, co mają począć. Jedynie James milczał, wstrząśnięty do głębi duszy.
Franka wyskoczyła wreszcie:
— Wiecie, uważam, że stryj Jolyon zmienił się bardzo w ciągu ostatniego roku. Jak ciocia znajduje? — dodała, zwracając się do ciotki Hester.
Ciotka Hester wzdrygnęła się lekko.
— O, zwróć się z tem do ciotki Juli! — rzekła — ja nic o tem nie wiem.
Nikt z pozostałych nie krępował się jednak przyznać France racji, a James, utkwiwszy wzrok ponuro w deseń posadzki, mruknął:
— Stał się zupełnie inny niż był.
— Zauważyłam to już oddawna — uzupełniła Franka — strasznie się zestarzał.