Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rodziny, w której w takim stopniu wszystko dochodziłoby do uszu wszystkich. Zły i niespokojny, wpośród stołów, pokrytych zielonem suknem, z marsem na śniadej twarzy, ze skrzyżowanemi nogami w kratkowanych spodniach i lakierkach, lśniących na tle mroku, siedział, ogryzając wskazujący palec i myśląc skąd u licha wytrzaśnie pieniądze, jeżeli Erotic nie wygra nagrody Lancashirskiej.
Myśli jego krążyły ponuro dokoła Forsytów. Cóż za rodzina! Niepodobna nic z nich wydusić a jeżeli nawet, to z największym wysiłkiem. Djablo nieprzystępni w sprawach pieniężnych; ani jednego sportsmana wśród całej tej hałastry — chyba że jedyny George. Ot i ten Soames chociażby, szlag napewno trafiłby go, żeby go tak kto chciał naciągnąć na pożyczenie marnych dziesięciu funtów. Spojrzałby na człowieka z takim przeklęcie hardym uśmiechem, jakgdyby się było zatraconą duszą dlatego tylko, że się potrzebuje przypadkiem pieniędzy.
A ta jego żona! (Na jej wspomnienie ślinka pociekła z ust Darti’ego.) Próbował zaprzyjaźnić się z nią, co przecież naturalne jest wobec takiej ładnej bratowej, niech go jednak djabli porwą, jeżeli ta... (użył w myśli bardzo mocnego wyrazu) dała mu jedno chociażby dobre słowo. — Patrzy na niego, jakgdyby był powietrzem — a jednak dałby sobie głowę uciąć, że nie jest wcale taka święta. Zna się na kobietach; nie nadarmo stworzyła je natura z takiemi kuszącemi ślepiami i takiemi kształtami. Tylko patrzeć, jak ten głupiec Soames przekona się o tem na własnej skórze, jeżeli to prawda, co słyszał o tym gagatku, Piracie.
Wstał z krzesła i przeszedł się po pokoju, zatrzymując się przed lustrem nad marmurowym kominkiem i spędzając tu dłuższą chwilę na przypatrywaniu się własnej twarzy. Wyglądał, jak to bywa czasem, jak-