Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z tego, co winna jest swojemu stanowisku i rodzinie, do której weszła! Niema mowy o żadnym sk...
Chciał powiedzieć „skandalu“, sama jednak myśl o tem była tak przerażająca, że machnął tylko na zakończenie ręką, jakgdyby chcąc dać do zrozumienia, że należy „dać temu przebrzmieć i przeminąć“.
Przypuściwszy nawet, że Swithin miał pogląd człowieka nieżonatego na te sprawy, czy jednak nie ma się w rzeczy samej obowiązków dla rodziny, której tylu członków poszło tak godną drogą, zdobyło tak wybitne stanowiska? Jeżeli nawet w ponurych, pesymistycznych momentach odzywały się w jego pamięci określenia: „chłopstwo“, „bardzo niskie pochodzenie“ w związku z pierwocinami ich rodu, czy mógł w to naprawdę wierzyć?
Nie! W głębi własnego serca pieścił żywioną tajemnie wiarę, że przodkowie jego musieli mieć w sobie szczególną jakąś dystynkcję, cechującą cały ród.
— Musi tak być niewątpliwie — wyraził się niegdyś w rozmowie z Jolyonem juniorem, zanim chłopak wszedł na złą drogę. — Doszliśmy do czegoś, widzisz sam! Musi jednak krążyć w nas szlachetna krew!
Lubił młodego Jolyona: chłopiec był w odpowiedniem otoczeniu w kolegjum, znał się z synami „tego starego łotra“, sir Charles’a Fiscal’a — jeden z nich wyszedł także na porządnego nicponia! — miał w sobie pewną wytworność; jaka niesłychana szkoda, że uciekł z tą obcą dziewczyną — guwernantką w dodatku! Jeżeli już miał się zadurzyć i stracić w ten sposób głowę, niechby przynajmniej wybrał kogoś takiego, kogo rodzina nie miałaby potrzeby się wstydzić! A tak, na czem się cała ta historja skończyła? Niższy pisarczyk w biurach Lloyda; mówią nawet, że maluje obrazy! Obrazy! Do licha! Człowiek, który mógł dojść do tytułu „Sir Jolyona