Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Akcjonarjusz podniósł się po raz drugi:
— Pozwalam sobie zapytać, czy Zarząd zdaje sobie sprawę, że pieniądze, jakiemi rozporządził, nie należą do niego?... Nie waham się twierdzić, że gdyby szło o jego własne pieniądze...
Inny akcjonarjusz z okrągłą, zaciętą twarzą, w którym Soames poznał szwagra zmarłego głównego kierownika, wstał i zawołał energicznie:
— Mojem zdaniem jest suma, wprost przeciwnie, niedostateczna!
Na to znów podniósł się wielebny Boms.
— Jeżeli wolno mi zabrać głos — zaczął — ośmieliłbym się zaznaczyć, że fakt popełnienia samobójstwa przez... zmarłego... winien mocno zaważyć — bardzo mocno zaważyć — na decyzji szanownego naszego Zarządu i jego Przewodniczącego. Nie wątpię zresztą, że zaważył, bowiem — mówię to we własnem imieniu i, sądzę, w imieniu każdego z obecnych (— uwaga! uwaga! —), cieszy się on wysokim naszym szacunkiem i zaufaniem. Wszyscy pragniemy z głębi duszy być miłosiernymi. Pewien jednak jestem (surowe spojrzenie w stronę szwagra zmarłego głównego kierownika), że pan Przewodniczący zechce stwierdzić na piśmie — albo raczej przez obniżenie sumy dać dowód wzięcia głosu naszego pod uwagę — poważne nasze potępienie faktu, aby tak cenne i obiecujące życie miało być w sposób tak grzeszny usunięte poza nawias działalności, której kontynuowania niezbędnie domagały się jego własne — i jeśli mi wolno zaznaczyć — nasze interesy. Nie możemy — nie, niewolno nam popierać podobnie karygodnego lekceważenia wszelkich obowiązków — zarówno obowiązków względem ludzi jak względem Boga.
Wielebny usiadł ponownie na swojem miejscu. Natychmiast wstał szwagier zmarłego głównego kierownika.