Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kapeluszem (staromodnym, wysokim cylindrem z płaskim rondem, rodzaj kapelusza, nadający się doskonale do wielkich krawatów, gładko wygolonych warg, rumianych, świeżych policzków i ładnie zafryzowanych siwych baczków).
Soames brał stale udział w ogólnych zebraniach; uważano, że lepiej będzie, aby na nich bywał obecny na wypadek, „gdyby coś miało wyniknąć“. Rozglądał się dokoła, ślizgając się bystrem, twardem swojem spojrzeniem po ścianach, obwieszonych planami kopalni i przystani, a także fotografjami szybu, który okazał się w następstwie szczególnie niewydajnym. Fotografje te — jako dowód wiekuistej ironji losu, szczerzącej zęby w zaczątkach każdego handlowego przedsiębiorstwa — zachowywały wciąż jeszcze miejsce swoje na ścianie, jako ulubione dyrektorskie, niestety, martwe już jagnię.
Wreszcie stary Jolyon wstał, aby przedstawić zebraniu sprawozdanie i rachunki.
Ukrywając pod maską jowiszowego spokoju stały, tkwiący w głębi łona każdego członka zarządu antagonizm w stosunku do akcjonarjuszów reprezentowanego przez niego przedsiębiorstwa, patrzył na nich z niezmąconą pogodą. Soames patrzył na nich także. Znał większość ich z widzenia. Oto stary Scrubsole, były marynarz, bywający stale na ogólnych zebraniach po to tylko, aby, jak wyrażał się Hemmings, „zalać wszystkim sadła za skórę“, zaczepnie wyglądający stary dziad z apoplektyczną twarzą i olbrzymim, leżącym na jego kolanach, niskim kapeluszem. Oto znów wielebny Boms, stale występujący z wnioskiem złożenia podziękowania przewodniczącemu, przyczem niezmiennie wyrażał nadzieję, że zarząd nie zaniedba podnoszenia nadal ducha swoich pracowników. Po ukończeniu obrad miał akcjonarjusz ten chwalebny zwyczaj łapania za klapę od surduta pierwszego napotkanego członka zarządu, aby wysondować go,