dawczą uporczywością i wreszcie pełnego powagi i tępej determinacji Eustachego.
W ciągu omawianego popołudnia wszystkie te twarze, tak różne i równocześnie tak podobne, zdradzały wyrazem swoim nieufność skierowaną niewątpliwie do osobnika, którego poznanie było właściwym celem zgromadzenia się ich tutaj.
O Filipie Bosinney’u wiadomo było, że jest młodym człowiekiem bez majątku, ale dziewczęta z rodu Forsytów zaręczały się dawniej już z niezamożnymi chłopcami i wychodziły za nich zamąż. Nie ten fakt też nadewszystko wzbudzał wątpliwości w umysłach członków rodziny. Bodaj, że sami oni nie umieliby wyjaśnić powodu nieufności, kryjącego się we mgle ploteczek rodzinnych. Jeden tylko szczegół nie ulegał kwestji, fakt złożenia przez młodego człowieka ceremonjalnej wizyty ciotkom: Annie, Juli i Hester, w miękkim szarym kapeluszu — w miękkim, szarym kapeluszu, nie nowym w dodatku! — w zdefasonowanem nakryciu głowy ze zmiętem rondem.
— Jakie to dziwne, moja droga — jakie niezwykłe!
Ciotka Hester, przechodząc przez mały, ciemny przedpokój (miała nieco krótki wzrok) chciała strącić nieszczęśliwy kapelusz końcem bucika ze stołka, przyjąwszy go za obcego, wyliniałego, natrętnego kota. — Tommy miewał takich, nieprzynoszących mu zaszczytu przyjaciół.
Spłoszona była, widząc, że mniemany kot nie porusza się z miejsca.
Jak artysta doszukuje się zwykle znamiennego drobnego szczegółu, będącego niejako wcieleniem zasadniczego charakteru danej sceny, miejsca czy osoby, tak samo bezwiedni ci artyści — Forsytowie — intuicyjnie uczepili się owego kapelusza. Był on dla nich znamiennym szczegółem, streszczającym w sobie właściwy sens i istotę całej sprawy; każdy też z nich zadawał samemu sobie pytanie:
Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/22
Wygląd
Ta strona została przepisana.