Forsyta, znalazł dzisiaj odbicie na obliczach wszystkich Forsytów. Cała rodzina sprężyła się na straży.
Podświadoma obraźliwość zachowania się ich wszystkich uczyniła z przyjęcia u starego Jolyona moment psychologiczny historji rodu, stała się zaczątkiem jej dramatu.
Forsytowie byli czemś dotknięci; nie każdy Forsyte poszczególnie, ale Forsytowie jako całość, jako rodzina. Uzewnętrzniało się to w doskonalszem jeszcze niż zwykle nieposzlakowaniu stroju, w spotęgowanej wylewności uczuć rodzinnych, w wyolbrzymieniu dostojności rodu i... w pogardliwym grymasie wietrzenia czegoś zagrażającego. Forsytowie wietrzyli to, co nieuchronnie wydobywa na jaw zasadnicze rysy każdej zbiorowości społecznej, grupy czy osobnika — wietrzyli niebezpieczeństwo. Przeczuwanie niebezpieczeństwa nadawało tarczy ich wzmożony błysk świetności. Po raz pierwszy ujawniali oni, jako rodzina, instynktowne poczucie zetknięcia się z czemś obcem, z czemś, oo im zagraża.
Oparty o fortepian mężczyzna okazałej postawy opancerzył potężną swoją pierś dwiema kamizelkami z wetkniętą w nie rubinową szpilką, zamiast, jak przy pospolitszych okazjach, jednej, atłasowej, z szpilką djamentową. Wyłaniająca się z ponad jedwabistych tych przepychów gładko ogolona, kwadratowa, starcza, blada jego twarz barwy wyblakłej skóry jaśniała szczególnie uroczystem dostojeństwem. Był to Swithin Forsyte. Tuż przy oknie, gdzie był większy niż w całym salonie dostęp świeżego powietrza, bliźniak jego, James (obaj,, zarówno gruby Swithin, jak chudy James, byli braćmi starego Jolyona) mierzący, tak samo jak Swithin, zgórą sześć stóp wzrostu, ale bardzo szczupły, jakgdyby od urodzenia już przeznaczyła go natura do jakgdyby od urodzenia już przeznaczyła go natura do utrzymania równowagi w rodzinie, siedział w zwykłej swojej, pochylonej na-
Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/19
Wygląd
Ta strona została przepisana.