Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie nauczy nigdy szyku tego dragala, a pani Soamesowa zna się napewno na tem!
— Spuścić kapotę faetonu; odbędę przejażdżkę z damą!
Ładna kobieta dążyłaby do popisania się eleganckim strojem, a on, on — pysznił się tem, że odbędzie przejażdżkę z damą! Jakgdyby na nowo odżyły dawne dobre czasy!
Lata minęły od dni, kiedy odbywał przejażdżki z kobietami. Po raz ostatni, o ile pamiętał, wywiózł na spacer siostrę swoją Julę; biedna staruszka trzęsła się cały czas ze strachu i tak go zniecierpliwiła, że, wysadziwszy ją na Bayswater Road, oświadczył:
— Niech mnie djabli porwą, jeżeli jeszcze kiedy zabiorę cię na przejażdżkę!
Nie zabrał jej nigdy więcej.
Zaszedł naprzód od strony łbów końskich i obejrzał starannie wędzidła; nie dlatego, aby miał znać się na wędzidłach — nie po to przecież płacił swojemu stangretowi sześćdziesiąt funtów rocznie, żeby miał robić za niego jego robotę; było to stanowczo wbrew jego zasadom. Opinja jego jako znawcy koni opierała się głównie na fakcie, że kiedyś, w dniu Derby, nabrał go jakiś oszust, umknąwszy z jego wygraną. Jeden z członków klubu, widząc go, zajeżdżającego przed wrota parą siwków — stale jeździł siwkami, uważając, że to jest w dobrym stylu — nazwał go: „Czwórkowym Forsytem“. Przezwisko to doszło do jego uszu przez Mikołaja Treffry, zmarłego Jolyonowego wspólnika, wielkiego koniarza, słynącego z największej w całem państwie liczby wypadków przy jeżdżeniu. Usłyszawszy je, uważał sobie odtąd Swithin za obowiązek zasłużyć na nie w istocie. Spodobało mu się ono, nie dlatego, aby miał kiedykolwiek jeździć czwórką koni, ani też