Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W krzesłach?
— Nie, nie w...
— O, w foyer, rozumie się. Młode pokolenie wprowadziło teraz modę przechadzania się w antraktach po foyer.
— Nie, nie w foyer. Na... W każdym razie temu narzeczeństwu nie sądzone długie trwanie. Nie widziały nigdy nikogo z tak rozwścieczoną miną, jak ta mała Juna! Ze łzami rozbawienia w oczach opowiedziały, jak Juna, wracając na swoje miejsca już podczas rozpoczętego drugiego aktu, utrąciła kapelusz z głowy jakiemuś panu i jakim wzrokiem ów pan spojrzał na nią. Eufemja miała szczególny, cichy rodzaj śmiechu, kończący się niespodzianie ostremi okrzykami. Kiedy też pani Small, podnosząc z gestem oburzenia obie ręce do góry, zawołała:
— Co ty mówisz?! Utrąciła kapelusz?!... wybuchła Eufemja zrazu cichym, a potem tak spazmatycznym, nieustającym, krzykliwym śmiechem, że musiano cucić ją solami trzeźwiącemu Odprowadzona do sypialni, wołała jeszcze we drzwiach:
— Utrą... ci... ła.... ka... pe... lusz!... Umrę chyba ze śmiechu!...
To, co „dla malej Juny“ miało być tego wieczora jej „wesołą eskapadą“, stało się dla niej najsmutniejszym wieczorem, jaki spędziła kiedykolwiek. Bogu jednemu wiadomo, jak bohaterskiego użyła wysiłku, aby zagłuszyć krzyk obrażonej dumy, uśpić podejrzenia, stłumić syk zazdrości! Rozstała się z Bosinney’em przy bramie domu starego Jolyona, trzymając się jeszcze jako tako na siłach; uczucie, że musi zdobyć narzeczonego, tak górowało nad wszystkiem, że dzięki niemu potrafiła zachować pozorną równowagę, dopóki odgłos oddalających się jego kroków nie postawił jej przed oczy całego bezmiaru poniesionej klęski.
Milczący „wąsacz“ wpuścił ją do mieszkania. Byłaby